piątek, 11 października 2013

Nowy etap...?

  No i stało się. Wczoraj straciłam pracę. Z jednej strony żałuję bo straciłam jedyne źródło dochodu, ale z drugiej...nic lepszego mnie chyba spotkać nie mogło.
  Praca zadecydowała za mnie, bym mogła rozpocząć coś nowego w swoim życiu. Jestem pewna, że przysłowie "Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło" w 100% sprawdzi się w moim przypadku.
  Mówię o tym w ten sposób, gdyż moja praca nie była szczytem moich marzeń.
  Stres, wygórowane oczekiwania kierownictwa, obowiązek osiągania nierealnych celów, obsługa klienta pod każdym względem (pomoc techniczna, faktury, umowy, reklamacje) gdy na umowie widnieje stanowisko doradca ds obsługi technicznej to chyba za wiele jak na prostego człowieka, który chce uczciwie pracować za godziwą płacę. Specjalista od wszystkiego za najniższą krajową. A wiadomo, że jak ktoś/coś jest od wszystkiego to jest do niczego.
  Presja, napięcie, wiecznie wkurzeni klienci i brak możliwości obrony swoich racji - to jedyne wnioski które mi się nasuwają pod nos. Najgorsze jest to, że nikt nie stanął w mojej obronie, wiadomo...chcesz liczyć na kogoś- licz na siebie.
  Na szczęście mam wsparcie, chłopak, siostra, kochani i zawsze przy mnie. Dodają skrzydeł, chęci do działania i zmierzeniem się z losem.
  Są w życiu inne ważne sprawy, zdrowie bliskich, które moją utratę pracy kwalifikują do rangi "małych zmian", popłakałam sobie trochę, wygadałam się bliskim i prę dalej, byle do przodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz